Bitwa o Anglię

Lata siedemdziesiąte. Powraca koszmar dziewiątego wieku – Wikingowie uderzają na Wyspy Brytyjskie. Tylko dzielni cywile, uzbrojeni w dowolne przedmioty mogą powstrzymać inwazję. Głupie?
Lata siedemdziesiąte. Powraca koszmar dziewiątego wieku – Wikingowie uderzają na Wyspy Brytyjskie. Tylko dzielni cywile, uzbrojeni w dowolne przedmioty mogą powstrzymać inwazję. Głupie? Absurdalne? Witamy w świecie "When Vikings Attack".



Raz na jakiś czas trafia się na PSN jakaś mała, ale ciekawa gierka. Te można z reguły podzielić na dwie kategorie. Pierwsza to ambitne, nierzadko lekko bełkotliwe arcydzieła wizualne w stylu "Podróży" czy innego "Flower". Druga to radośnie idiotyczne arcade, gdzie demolujemy miasto za pomocą potworów rodem z twórczości Ishiro Hondy, albo – jak w omawianej grze – bronimy brytyjskiej gleby przed najazdem wikingów.

"When Vikings Attack" to typowa gierka zręcznościowa, w którą wręcz zbrodnią jest grać samemu. Owszem, mamy do wyboru tryb dla jednego gracza, który składa się z kilkunastu plansz. Ba, odblokowujemy w nim różne postacie, power-upy czy wypełniamy po trzy wyzwania na każdy etap. Nie zmienia to faktu, że w porównaniu z zabawą wśród znajomych będzie to cholernie nudna bijatyka.



Rdzeniem rozgrywki w "When Vikings Attack" jest rzucanie przedmiotami. To jedyny sposób obrony przed skandynawsko-germańskimi barbarzyńcami. Trzeba zatem skrzyknąć kolegów z pubu, wdziać berecik i zgrzebne portki, a potem na przykład zredukować populację najeźdźców za pomocą kawałków budowli megalitycznych. Zarówno my, jak i przeciwnicy reprezentowani jesteśmy przez grupki ludzi. Im więcej postaci w zespole, tym większymi przedmiotami możemy ciskać. Cała zabawa sprowadza się oczywiście do spuszczenia manta wrażym legionom, i to w jak najlepiej punktowany sposób. Największym problemem niestety jest tu coś, co stanowi podstawę mechaniki. Celowania trzeba się nauczyć. Czasem zwracamy się w kierunku wstrętnych Wikingów, już myślimy, że koryto, którym chcemy rzucić, pozbędzie się tych śmierdzieli raz na zawsze, a tu klops. Któryś z naszych najwyraźniej wypił wcześniej za dużo IPA, bo panowie postanawiają rzucić korytem w nieco innym kierunku niż planowaliśmy. Takie sytuacje zdarzają się nagminnie, dopóki nie nauczymy się brać poprawki na najwyraźniej podpitych Angoli. Nie pisałbym o tym tak szeroko, gdyby nie fakt, że to przecież podstawa gry. Kluczem do bezstresowej naparzanki jest maksymalna prostota. Trochę gryzie się to z koniecznością nauki celowania w tak, wydawałoby się, lekkiej gierce.



Czy to jedyna wada? Niekoniecznie. Jeśli uprzecie się grać samotnie, szybko dopadnie was znużenie. W końcu plansze poza wizualnymi aspektami zbytnio się od siebie nie różnią, a schemat pozostaje ten sam – lejemy się z Wikingami. Dlatego jeszcze raz warto położyć nacisk na fakt, że to produkt typowo wieloosobowy. Kiedy jednak już zabierzemy się do okładania kamiennymi blokami czy krzesłami, zabawa nagle staje się przednia. Jak w przypadku wielu minigier, pewne niedociągnięcia jesteśmy w stanie wybaczyć, jeśli rozgrywka jest odpowiednio szybka, dynamiczna, absurdalna, a przy okazji możemy przylać koledze.

Oprawa techniczna "When Vikings Attack" doskonale wpasowuje się w klimat całej gry. Wizualia są odpowiednio rysunkowe, zaś mimika i zachowanie postaci przywodzą na myśl znane wszystkim Kórliki. To samo dotyczy muzyki i odgłosów – w innych produkcjach byłyby pewnie nieco upierdliwe, tu stanowią dopełnienie całości. 



"When Vikings Attack" to typowy wentyl po powrocie do domu w ponury dzień. Gra się lekko, przyjemnie i od razu dopada nas błogość bezsensu zarówno istnienia, jak i rozwałki, którą oglądamy na ekranie. Nie mówiąc o tym, że na lekkiego nerwa zawsze dobrze zaaplikować znajomym kilka strzałów z koryta.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones